Strony

9 lutego 2014

Historia nieżółtej ciżemki.




Witaj!

Wybierając się na przebierankową imprezkę musiałam zanurkować w nieczęsto odwiedzane zakamarki domowe w poszukiwaniu odpowiedniego stroju i odkryłam coś, o czym myślałam, że już dawno zaginęło w akcji.


Tak,  to szpilki mojej mamy! 
  Datuję je na około 1953 rok.


Są ze złotego brokatu, na skórzanej podeszwie, dobrą  robotę wykonał dawno temu jakiś mistrz szewski. Gdyby te buciki mogły mówić, opowiedziałyby kawał niezłej historii wszystkich użytkowniczek!






A zaczęło się od tego, że mama, została zaproszona przez swojego narzeczonego czyli mojego tatę na karnawałową zabawę. Z sukienką pewnie nie było kłopotu bo moja babcia była krawcową więc zapewne nieźle wyszykowała swoją córkę ale odpowiednie buty może stanowiły jakiś problem, tego nie wiem. W każdym razie to mój tato sprezentował mamie te szpilki.






Kiedy babcia zobaczyła taki prezent, powiedziała – Chłopcze! Nie daje się butów dziewczynie bo Ci w nich ucieknie!
Ojciec się wcale tym nie przejął, szpilki pasowały jak ulał, zabawa czy była udana nie wiem, w każdym razie oboje przeżyli razem ponad czterdzieści lat i tak jak ślubowali aż do…tu wstawić smutny wyraz.

Ale miało być o butach. Otóż, musiały być wyjątkowe, wieść o nich niosła się po rodzinie, ponieważ niejedna moja ciocia, kuzynka i inne zaprzyjaźnione kobiety pożyczały je mówiąc wprost na różne ważne imprezy. Ja również zapisałam ich historię już jako mała dziewczynka, otóż, kiedy mamy nie było w domu, przychodziły moje koleżanki i po kolei przechadzałyśmy się w tych bucikach po pokoju, wkładając watę w czubki bo były na nas za duże, ale to była zabawa!




Od zawsze mi się podobały! I przyszedł dzień, kiedy ja mogłam je ubrać na jakieś wyjście! 



I stało się! Dobrze, że na koniec imprezy ale i tak było śmiesznie! Odpadł obcas!
 Do domu wracałam utykając ale cóż miały już swoje lata więc nic dziwnego. I tu historia mogłaby się skończyć ale za bardzo je kochałam żeby je tak zostawić.





 Od zawsze, na szczęście mamy w mieście mistrza szewskiego,  który uratował sytuację, wprawdzie obecnym obcasom daleko do oryginału ale są całe i cieszę się,że dalej je mam! Od dziś będą stały już tylko na półce. :)

1 komentarz:

  1. Fajna historia złotego bucika :) Czytało się jak bajkę :)
    Pozdrawiam serdecznie .

    OdpowiedzUsuń

Poświęcisz mi chwilkę i napiszesz coś od siebie? Blog bez komentarzy jest jak ciasto bez rodzynek :),też można zjeść ale czegoś brakuje! Dziękuję za Twój czas!